Sport

Redaktor:

|

Data publikacji: 2022-10-13, 09:34


Przypomnijmy, że pochodzący z Łańcuta Jaromir Szurlej wziął udział w Mistrzostwach Świata Ironman, które odbyły się w ubiegłą sobotę na Hawajach. Łańcucianin opowiedział nam o zawodach oraz swoich przeżyciach.

Sylwia Markowicz-Hołub: Kiedy rozpocząłeś przygotowania i jak znalazłeś się na Mistrzostwach Świata Ironman na Hawajach?

Jaromir Szurlej: To był mój pierwszy występ na Mistrzostwach Świata na pełnym dystansie Ironman i drugi wyścig Ironman w dotychczasowej przygodzie z triathlonem, którą rozpocząłem w grudniu 2020 roku. Kwalifikacje na MŚ uzyskałem w Lake Placid w stanie NY, gdzie zająłem 5 miejsce wśród mężczyzn w grupie wiekowej 35-39. Po tym wyścigu pozostało mi jedynie 10 tygodni aby przygotować się do imprezy na Hawajach. Miałem świadomość, ze przygotowania nie będą idealne ponieważ na trzy tygodnie przed wyścigiem czekał mnie ślub z moją wybranką Aleksandrą.

S. M-H.: Gratulujemy! Powiedz coś więcej o zawodach Ironman, na czym polegają?

J. Sz.: Ironman to 3.8 km pływania, 180 km jazdy na rowerze oraz 42 km biegu. Czas na ukończenie to siedemnaście godzin. Wyścig na Hawajach znany jest z bardzo trudnych warunków klimatycznych. Temperatura w ciągu dnia oscyluje w okolicach 30 stopni Celsjusza, a wilgotność powietrza może osiągać ponad 90%. Dla mnie to nie warunki klimatyczne, a pływanie w zatoce Kailua było najbardziej przerażające. Ze względu na wysoką temperaturę wody w Pacyfiku podczas MŚ niedozwolone jest używanie tzw. „pianki” czyli neoprenowego kombinezonu, który pomaga z wypornością, a w związku z tym wpływa na szybkość pływania i oszczędza zasoby energii, które na tym dystansie są kluczowe. W grudniu 2020 roku nie byłem w stanie przepłynąć 50 metrów w basenie bez zatrzymywania się. Moja technika mimo tego, że poprawia się z tygodnia na tydzień, jest tylko odrobinę lepsza niż ta głazu rzuconego do zbiornika wody. Do startu, który zaczynał się na głębokiej wodzie, a nie jak to zwykle bywa na plaży ustawiłem się na samym końcu mojej grupy wiekowej, która liczyła blisko 420 zawodników z całego świata. Taktyka ta była spowodowana tym, że nie chciałem blokować szybkich pływaków ale również nie chciałem być przez nich podtapianym (często w triathlonie niecierpliwi pływacy walczący o dobre pozycje przepływają ponad tymi wolniejszymi wpychając ich pod powierzchnię wody). Pływanie zajęło mi 83 minuty co jest wynikiem bardzo słabym na imprezie tej rangi (najszybsi zawodowcy wyszli z wody po około 48 minutach). Mimo to byłem bardzo zadowolony i wiedziałem, że czeka mnie długi dzień odrabiania sporych strat.

S. M-H.: A jak Ci poszło z jazdą na rowerze?

J. Sz.: Trasa rowerowa na Big Island znana jest z bardzo silnych bocznych podmuchów wiatru wiejącego znad oceanu, który stanowi spore zagrożenie dla rowerzystów oraz z tego, że otoczona jest zaschniętą lawą wulkaniczną, która nagrzana słońcem dodatkowo wpływa na podwyższenie i tak już wysokiej odczuwalnej temperatury powietrza. Tego dnia miałem jednak szczęście ponieważ boczne podmuchy wiatru nie pojawiły się wcale. Rower był łatwy i przyjemny i udało mi się go ukończyć w średnim tempie 35.9km/h i czasie pięciu godzin i dwóch minut. Tempo było na tyle szybkie, że mogłem jechać na mniejszej niż planowałem mocy i oszczędzać nogi na ostatnią cześć dnia.

S. M-H.: Czy to prawda, że ostatnia dyscyplina jest Twoją najmocniejszą stroną?

J. Sz.: Tak. Zdecydowanie bieganie jest najsilniejszą dyscypliną. Kiedy ukończyłem rower wiedziałem, że potrzebuje przebiec maraton w czasie około 3h i 20 minut aby ukończyć MŚ w czasie poniżej 10 godzin. To oznaczało, że moje średnie tempo musiało by wynosić 7’40” na milę.
Zadanie nie zupełnie łatwe ale jak mi się wydawało w zasięgu ręki. Problem z bieganiem w takim klimacie jak na Hawajach to oczywiście przegrzanie organizmu i odwodnienie. Mając to na uwadze, zatrzymywałem się na każdej stacji, aby wypić kilka kubków z wodą oraz wrzucić lód pod czapkę, za kołnierz, a także w okolice „górnej części uda” gdzie biegną duże tętnice. Ze sobą miałem tabletki z sodium oraz żele z wysoka zawartością węglowodanów, aby nie tracić na nie czasu przy mocno zatłoczonych stacjach. Niestety już po około 8-10 km musiałem podjąć decyzję czy dalej próbować schładzać organizm i tracić cenne minuty na każdej ze stacji czy próbować złamać barierę 10 godzin tym samym podejmując ryzyko nie ukończenia mistrzostw. Zwykle w imprezach Ironman czas poniżej 10 godzin jest w stanie uplasować mężczyznę w moim wieku w okolicach podium w danej grupie wiekowej. Mam tutaj na myśli wyścigi, które odbywają się w górach bądź niesprzyjających warunkach klimatycznych (część wyścigów jest rozgrywana na trasach płaskich i szybkich bądź takich, gdzie pływanie biegnie wraz z nurtem rzeki co powoduje, że czasy nawet wśród amatorów są w okolicach 9 lub mniej godzin). Partycypując w Kona wiedziałem jednak, że czas poniżej 10 godzin uplasuje mnie co najwyżej w połowie stawki w mojej grupie wiekowej i osiągniecie go będzie tylko w celu zaspokojenia własnej satysfakcji. Już kilkadziesiąt minut później poczułem, że zatrzymywanie się na stacjach i chłodzenie organizmu nie było tylko rozsądnym ale jedynym wyjściem. Około 16-17 mili nadszedł kryzys i nie byłem w stanie biec całego dystansu pomiędzy stacjami. Być może ilość przyjętych żeli nie była jednak wystarczająca? (zegarek na koniec dnia pokazał mi, że spaliłem 9095 kcal.) Z kolejnej stacji poza wodą wziąłem też napój izotoniczny, który miał około 300 kcal. Końcówka maratonu to wyczekiwanie upragnionej mety, która nie może pojawić się wystarczająco szybko. Kibice (w tym spora grupa bardzo entuzjastycznych osób z Polski) krzyczą, że meta jest tuż tuż ale każdy metr to walka z samym sobą i chęcią przejścia do marszu. Za następnym zakrętem widzę jednak uśmiechniętą twarz trenera mojej grupy triathlonowej, który przyleciał z San Francisco aby dopingować swoją gromadkę. Przybijam mu piątkę co dodaje mi otuchy i pobudza ostatnie resztki energii, przyspieszam w ostatnich kilkuset metrach i wbiegam na dywan otoczony z obydwu stron flagami, w tym tej biało-czerwonej! Kilkadziesiąt sekund później słyszę głos sławnego Mike Reilly mówiącego „Jaromir, You Are An Ironman”. Wiem, ze to ostatni raz kiedy słyszę to z jego ust…

S. M-H.: Czy to oznacza, że to Twój ostatni wyścig?

J. Sz.: Nie, to nie był mój ostatni wyścig – to Mike przechodzi na emeryturę! Kontynuując, obracam się za siebie i patrzę na podest, na którym stałem kilka sekund temu – próbuje zatrzymać ten moment na zawsze. Ukończyłem Mistrzostwa Świata Ironman na Hawajach w czasie 10 godzin i 25 minut, plasując się na 258 miejscu wśród 419 zawodników w mojej grupie wiekowej oraz 991 z 2,376 w klasyfikacji ogólnej. Ciekawostką jest, że Ironman miał swój początek na Hawajach i narodził się jako próba rozstrzygnięcia zakładu zawartego w barze pomiędzy trzema kolegami, którzy chcieli ustalić kto z nich jest najlepszym atletą: pływak, kolarz czy biegacz? Pierwsi dyrektorzy tych zawodów mawiali: „Ból jest chwilowy ale duma jest wieczna”.

S. M-H.: I tym cytatem zakończymy naszą rozmowę. Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów!

J. Sz.: Ja również dziękuję.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgodnie z ustawą o świadczeniu usług droga elektroniczna art 14 i 15 (Podmiot, który świadczy usługi określone w art. 12-14, nie jest obowiązany do sprawdzania przekazywanych, przechowywanych lub udostępnianych przez niego danych) wydawca portalu Łańcut News nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

Ostatnie posty

Pochodzący z Łańcuta Jaromir Szurlej wystartował na Hawajach w mistrzostwach świata Ironman

Pochodzący z Łańcuta Jaromir Szurlej wziął udział w Mistrzostwach Świata Ironman, które odbyły się w sobotę na Hawajach.

Czytaj więcej

Rawlplug Sokół Łańcut przegrywa kolejny mecz na własnym parkiecie

Od startu sezonu w Energa Basket Lidze spojrzenia łańcucian skierowane są w jednym kierunku.

Czytaj więcej

SPEC Stal Łańcut remisuje w niedzielnym spotkaniu

12 sierpnia SPEC Stal Łańcut rozpoczęła nowy sezon. Po 9 spotkaniach łańcucianie zajmują trzecią pozycję w tabeli, a już w niedzielę (2 października) czeka ich mecz z aktualnym liderem – Cosmos Nowotaniec.

Czytaj więcej